To jest tylko fragment strony. |
SVITLANA NIANIO
Svitlana Nianio debiutowała pod koniec lat 80-tych w grupie Cukor Bila Smert'. Zwróciła uwagę oryginalnością świata muzycznego, który kreuje jako kompozytorka awangardowych piosenek, wokalistka i autorka tekstów, a także rysunków. Nagrała kilka albumów, także po rozwiązaniu Cukru. Potem zamilkła na długie lata, by powrócić w 2017 r. koncertami m.in. na festiwalu Counterflows w Wielkiej Brytanii.
Remigiusz Mazur-Hanaj, avant-folk.blogspot.com
SVITLANA NIANIO
Svitlana Nianio, 2015 r. (źródło: FB)
:: SVITLANA NIANIO: www.facebook.com/Svitlana-Nianio-...Artykuł Rafała Księżyka
(dziennikarza muzycznego m.in. magazynów Brum, Machina, Jazz Forum, red. nacz. Playboya)
Aura głosu SVITLANY NIANIO, zwiewność i prostota jej piosenek odsyłają nasze skojarzenia do świata muzyki ludowej. Ale muzyczne zaplecze Svitlany nosi szlif awangardy muzyki współczesnej. Polski odbiorca mógł poznać tę artystkę z Kijowa, gdy grała w zespole CUKOR BILA SMERT' wybornie łączącym rockową awangardę z kręgu "Rock In Opposition" z kameralistyką współczesną. Potem Svitlana miała swój udział w future jazzowym projekcie TARAN nagranym dla renomowanej niemieckiej jungle'owej wytwórni Compost. "Kytytsi" jawi się na tym tle jako powrót Svitlany do źródeł. Szczególny to jednak powrót skoro artystka przenosi w żywioł korzennych pieśni cały bagaż swych wcześniejszych doświadczeń.
Fuzje muzyki korzennej różnych kultur i próby łączenia etno z zachodnią muzyką pop to u progu XXI wieku wątek niemal całkiem już wyeksploatowany. Pozostaje jeszcze mniej uczęszczana, bo też będąca niełatwym wyzwaniem, a równocześnie intrygująca ścieżka konfrontująca muzykę korzenną z tradycją XX-wiecznej awangardy. Wytyczyli ją artyści tej miary, co MEREDITH MONK, CATHERINE JAUNIAUX, IVA BITTOVA. W Polsce nawiązał do niej KSIĘŻYC. Nie przypadkiem chyba pojawiają się tu nazwiska kobiece. Wydawać się może, iż powodzenie tej niełatwej operacji leży w domenie specyficznej intuicji i wrażliwości, którą determinuje "płeć mózgu". "Kytytsi" wpisuje Svitlanę w ów ekscytujący poczet.
Rzewną, zwiewną śpiewność wywiedzioną wprost z serca prastarych ukraińskich pieśni oprawia Svitlana dźwiękami zrodzonymi w tradycji nowojorskiej minimal music. Dokładniej rzecz biorąc nawiązuje do dokonań artystów drugiej jej fali, doskonale znanych i u nas klasyków XX-wiecznej muzyki amerykańskiej: PHILIPA GLASS'A i STEVE REICH'A. Zestawienie muzyki korzennej z minimal music nie powinno dziwić. Ta ostatnia była bowiem szczytowym osiągnięciem "podróży na Wschód", jaką rozpoczęli jeszcze w latach 50. artyści amerykańskiej awangardy prowadzeni przez JOHNA CAGE'A, HARRY PARTCH'A i ojca minimal music LA MONTE YOUNG'A. Powstała wówczas muzyka uwolniona od racjonalnego paradygmatu sztuki Zachodu, otwarta na aspekt medytacyjny, penetrująca transowe stany ducha.
Svitlana patrzy na ów plon nie jak na awangardę, lecz jak na pewien ustalony kanon. Odrzuca wszystko, co jest w nim jeszcze echem intelektualnego konceptualizmu. Zachowuje pierwiastek duchowy. Korzysta z wyrafinowanych medytacyjno-transowych aspektów minimal music, takich jak dron, repetycja sekwencji dźwiękowych komponujących się w naturalne pętle, wreszcie hipnotycznych brzmień, za które na "Kytytsi" odpowiadają lunatyczne smugi elektrycznego fortepianu Fender Rhodes, kultowego instrumentu davis'owskiego jazzu lat 70. Włącza do tego zestawu akustyczne harmonium, przy którego naturalnej głębi możliwości brzmieniowych bledną współczesne syntezatory.
Środki te dozuje artystka bardzo oszczędnie, w sposób niezwykle subtelny i wysmakowany. Przywraca owym awangardowym strategiom, wywiedzionym przecież z muzyki ludowej, dawną niewinność. Szczególnie, gdy rozlegają się echa wydobytej z dawnych wspomnień muzyki ludycznej - rozchybotane w kurzu zapomnienia walczyki i nostalgiczne melodie pordzewiałej pozytywki. Gdy Svitlana przesiada się za fortepian akustyczny, a na wiolonczeli towarzyszy jej Bolek Błaszczyk muzyka przybiera postać klasycyzującą.
Wszystkie te wątki łączy jednak wspólna nić subtelnej pajęczyny dźwiękowych niedopowiedzeń, głębokie barwy, po wierzchu wygaszone mgłą melancholii. Pieśni Svitlany pełne są przejmującej nostalgii, lecz nie jest to tak dziś powszechny spleen znudzonego, zblazowanego mieszczucha, ale zmęczenie i tęsknota wywołane w zachwycie, zachłyśnięciu cudem natury, bogactwem rzeczywistości, w której nieustającym ruchu swobodnie przenikają się wymiar doczesny i zaświaty. Svitlana bowiem kreuje swą muzyką świat magicznego realizmu sięgający korzeniami prastarych mitów. W jej pieśniach w koronie drzewa płaczą anioły, zziębnięty na tamtym świecie zmarły, puka nocą do progów domostwa, a wszystko to zatopione jest we wszechobecnej srebrzystej poświacie księżyca, którego symbolika związana jest z kobiecością, śmiercią, transformacją.
Otrzymaliśmy tak bardzo rzadki w świecie muzyki skrajanej na miarę ramówek radiowych klejnot rzucający blask subtelnego, nieupozowanego, naturalnego muzycznego piękna.
Svitlana Nianio, zdjęcie z koncertu zespołu Cukor Bila Smert' (źródło: FB)Polecamy:
MANIUCHA I KSAWERY
PARIS TO KYIV
DREWO
OLA BILIŃSKA
FOLKROLL
InFidelis
KAPELA MALISZÓW
KAPELA JAZGODKI
LABORATORIUM PIEŚNI
ODPOCZNO
LAUTARI
VOŁOSI
NOWA TRADYCJA
KAPELA ZE WSI WARSZAWA
ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA